REKLAMA
Poprzednia część „Techniki milieu”
– Czy pamiętasz, kiedy opowiadałam ci o technice milieu?
Chłopak otworzył oczy szeroko i wyrwał się z zadumy.
– Mówiłaś mi wiele rzeczy i równie skomplikowanych. – W jego głosie dało się słyszeć nutkę zawodu, bo znowu: jej mądrość po raz kolejny stanęła się przed nim nie jako obiekt podziwu, a raczej jako przyczyna rozpadu ich relacji. Nie mógł wdawać się w podobny dyskurs tak, jak czynił to w wieku piętnastu czy szesnastu lat; wszystko się między nimi odmieniło i nie był w stanie przyglądać jej się z cichym niedowierzaniem. Wiedział, że każda kolejna sentencja, jaka miała z niej wyfrunąć, będzie zapowiedzią tego, co faktycznie się między nimi wydarzy. Lata spędzone u jej boku uświadomiły go bowiem, że istnieją ludzie, dla których jedno zdanie jest tym, czym jest znaczeniowa szkatułka ukrywająca w sobie dodatkowe, równie istotne, komunikaty. W słowach Dziewczyny zawsze należało szukać tego, co nieświadomie w nich zawierała.
– A więc – w tym momencie wykonała ręką zamaszysty gest w powietrzu – Wystarczy, że spojrzysz przed siebie...
– Nie rozumiem. Co to ma do rzeczy?
– Czyli nie słuchałeś mnie wtedy. – Siliła się na uśmiech i uroczą buńczuczność. Przypominała dziecko, które, świadome swojego przewinienia, po raz ostatni próbuje wpłynąć na srogiego rodzica i doskonale zdaje sobie przy tym sprawę z łączącej ich nieskończonej miłości.
Dziewiętnastolatek szybko pojął zasady tej gry.
– Słuchałem, ale to nie moje regułki, to nie moja zabawa. W dupie mam twoje książki, jeśli mam być szczery. – Jego reakcja wzbudziła w niej wyrzuty sumienia. Nie zamierzała jednak wszczynać żadnej kłótni; pogłaskała go czule po twarzy.
– Stawiasz się światu. Jak to niebo nad nami. Chmurzysz się i owszem, masz ku temu swoje racje, ale tak jest teraz. Rozumiesz? Nie będziesz taki wiecznie.
– Chcesz mi powiedzieć, że wszystko przemija? Nie krępuj się, powiedz to wprost: „Znajdziesz inną”, „Uczucia słabną”. Zrób to. Po prostu zacytuj tu jakąś książkę.
– Pozwól mi skończyć... – Nie miała szansy powiedzieć więcej, bo Chłopak odsunął się od niej i odszedł w stronę brzegu jeziora.
Dotarło do niego, że wszechświat usiłuje zagrać mu na nosie. Ktoś lub coś naigrywało się z niego perfidnie; niczego już nie potrafił zrozumieć. Czy jej wywody nie miały przypadkiem udowodnić mu, że jest ułomny i niewystarczający? Domyślał się niewypowiedzianych intencji niepozornej brunetki. Chciała za wszelką cenę nakreślić mu małość, jaką we dwoje stanowili. Związek? Czy wieczne trwanie przy jednej osobie może być satysfakcjonujące? Przecież konkretni ludzie stanowią lekcję życiową; jak wobec tego wspinać się po szczeblach emocjonalnego edukowania się, jeśli pozostajemy zamknięci w tej samej sali wykładowej? Dla niego nic już nie miało większego sensu. Nie spostrzegł nawet, kiedy jego buty do reszty zdążyły przemoknąć. Ocknął się dopiero, gdy poczuł na ramieniu jej ciepło.
– Dziś jesteś szary i zdołowany – zaczęła szeptać mu do ucha – ale jeśli spojrzysz niżej i przyjrzysz się wodzie, zobaczysz, że odbija w sobie każdy, nawet najmniejszy, szczegół tego, co dzieje się na górze. Niebo rozdziera się na ciężkie i postrzępione płaty, lecz nadal pozostaje „nad”. To jezioro jest sine i wzburzone. Ja jestem sina i wzburzona. Ja to... Jestem maleńkim odbiciem twojej wielkości... A jeśli rozglądam się za regułkami, które ty masz w dupie, to po to jedynie, aby udowodnić ci, że nigdy bym ich poznała, gdybyś to ty nie był pretekstem moich poszukiwań.
– To, co teraz ze mną wyprawiasz, to czarowanie słówkami. Opowiadasz mi niestworzone rzeczy. A ja naprawdę cię kocham i nie chcę ci o tym opowiadać. Chcę, żebyś naprawdę to czuła – odpowiedział, starając się zachować wewnętrzną równowagę.
– Czuję i będę czuła z każdego miejsca na Ziemi. Noszę cię w sobie; to dla mnie najpełniejszy obraz prawdziwego uczucia. – Spoglądał na nią z niedowierzaniem.
– Przestań pleść farmazony. Skończ z tym i żyj ze mną. Nie wyjeżdżaj na studia.
Ciąg dalszy nastąpi...
– Czy pamiętasz, kiedy opowiadałam ci o technice milieu?
Chłopak otworzył oczy szeroko i wyrwał się z zadumy.
– Mówiłaś mi wiele rzeczy i równie skomplikowanych. – W jego głosie dało się słyszeć nutkę zawodu, bo znowu: jej mądrość po raz kolejny stanęła się przed nim nie jako obiekt podziwu, a raczej jako przyczyna rozpadu ich relacji. Nie mógł wdawać się w podobny dyskurs tak, jak czynił to w wieku piętnastu czy szesnastu lat; wszystko się między nimi odmieniło i nie był w stanie przyglądać jej się z cichym niedowierzaniem. Wiedział, że każda kolejna sentencja, jaka miała z niej wyfrunąć, będzie zapowiedzią tego, co faktycznie się między nimi wydarzy. Lata spędzone u jej boku uświadomiły go bowiem, że istnieją ludzie, dla których jedno zdanie jest tym, czym jest znaczeniowa szkatułka ukrywająca w sobie dodatkowe, równie istotne, komunikaty. W słowach Dziewczyny zawsze należało szukać tego, co nieświadomie w nich zawierała.
– A więc – w tym momencie wykonała ręką zamaszysty gest w powietrzu – Wystarczy, że spojrzysz przed siebie...
– Nie rozumiem. Co to ma do rzeczy?
– Czyli nie słuchałeś mnie wtedy. – Siliła się na uśmiech i uroczą buńczuczność. Przypominała dziecko, które, świadome swojego przewinienia, po raz ostatni próbuje wpłynąć na srogiego rodzica i doskonale zdaje sobie przy tym sprawę z łączącej ich nieskończonej miłości.
Dziewiętnastolatek szybko pojął zasady tej gry.
– Słuchałem, ale to nie moje regułki, to nie moja zabawa. W dupie mam twoje książki, jeśli mam być szczery. – Jego reakcja wzbudziła w niej wyrzuty sumienia. Nie zamierzała jednak wszczynać żadnej kłótni; pogłaskała go czule po twarzy.
– Stawiasz się światu. Jak to niebo nad nami. Chmurzysz się i owszem, masz ku temu swoje racje, ale tak jest teraz. Rozumiesz? Nie będziesz taki wiecznie.
– Chcesz mi powiedzieć, że wszystko przemija? Nie krępuj się, powiedz to wprost: „Znajdziesz inną”, „Uczucia słabną”. Zrób to. Po prostu zacytuj tu jakąś książkę.
– Pozwól mi skończyć... – Nie miała szansy powiedzieć więcej, bo Chłopak odsunął się od niej i odszedł w stronę brzegu jeziora.
Dotarło do niego, że wszechświat usiłuje zagrać mu na nosie. Ktoś lub coś naigrywało się z niego perfidnie; niczego już nie potrafił zrozumieć. Czy jej wywody nie miały przypadkiem udowodnić mu, że jest ułomny i niewystarczający? Domyślał się niewypowiedzianych intencji niepozornej brunetki. Chciała za wszelką cenę nakreślić mu małość, jaką we dwoje stanowili. Związek? Czy wieczne trwanie przy jednej osobie może być satysfakcjonujące? Przecież konkretni ludzie stanowią lekcję życiową; jak wobec tego wspinać się po szczeblach emocjonalnego edukowania się, jeśli pozostajemy zamknięci w tej samej sali wykładowej? Dla niego nic już nie miało większego sensu. Nie spostrzegł nawet, kiedy jego buty do reszty zdążyły przemoknąć. Ocknął się dopiero, gdy poczuł na ramieniu jej ciepło.
– Dziś jesteś szary i zdołowany – zaczęła szeptać mu do ucha – ale jeśli spojrzysz niżej i przyjrzysz się wodzie, zobaczysz, że odbija w sobie każdy, nawet najmniejszy, szczegół tego, co dzieje się na górze. Niebo rozdziera się na ciężkie i postrzępione płaty, lecz nadal pozostaje „nad”. To jezioro jest sine i wzburzone. Ja jestem sina i wzburzona. Ja to... Jestem maleńkim odbiciem twojej wielkości... A jeśli rozglądam się za regułkami, które ty masz w dupie, to po to jedynie, aby udowodnić ci, że nigdy bym ich poznała, gdybyś to ty nie był pretekstem moich poszukiwań.
– To, co teraz ze mną wyprawiasz, to czarowanie słówkami. Opowiadasz mi niestworzone rzeczy. A ja naprawdę cię kocham i nie chcę ci o tym opowiadać. Chcę, żebyś naprawdę to czuła – odpowiedział, starając się zachować wewnętrzną równowagę.
– Czuję i będę czuła z każdego miejsca na Ziemi. Noszę cię w sobie; to dla mnie najpełniejszy obraz prawdziwego uczucia. – Spoglądał na nią z niedowierzaniem.
– Przestań pleść farmazony. Skończ z tym i żyj ze mną. Nie wyjeżdżaj na studia.
Ciąg dalszy nastąpi...
PRZECZYTAJ JESZCZE