Podręcznik o różach I
„Wszystkie róże są piękne”, myślę, kiedy manewruję miękką dłonią między krzakami. „Róże są cholernie piękne, więc zabiję każdą”, kontynuuję cichutko, a każda sylaba więdnie mi pod nosem. Cieszę się, że pracuję sama - przynajmniej nikt nie słyszy, że gadam do siebie.
REKLAMA
Gdybym nie miała swojego towarzystwa, zwariowałabym. Właściwa część mojego charakteru, jądro osobowości, potrzebuje się ujawniać nawet w pracy; jest głodna uwagi, wiecznie prosi się o czułości. Muszę o nią zadbać, a jeśli na pisanie nie starcza mi czasu i chęci, powinnam prowadzić ze sobą dialog indywidualny.
Wewnętrzna Ja trafnie analizuje rzeczywistość, zauważa coś, czego wcale bym nie dostrzegła pochłonięta ścinaniem, układaniem i sortowaniem. Ona, naprawdę dzielę nas na dwie, zastanawia się, jak bardzo naiwne musiały być róże, gdy stwarzały sobie kolce mające uchronić je przed niebezpieczeństwem. Rozmyśla nad losem kwiatów podczas skracania im sztucznie wyhodowanego życia. Paranoja.
Bardzo łatwo jest przeoczyć moment, w którym „nowe” staje się „rutynowym”, a „cudze” - „moim”. Dopiero po czasie, za sprawą drobnego znaku, ledwo odczuwalnej emocji, do człowieka dociera, że dał się złapać w pułapkę nowej rzeczywistości i dokonał czegoś niedorzecznego, a dokładniej - związał się z niestałym. Tyle razy przez to przechodziłam, znam paradoks sytuacji, a jednak brnę.
Dopóki nie wiedziałam, spałam spokojnie, odliczając dni do powrotu tam, gdzie niczego już dla mnie nie ma. „Tak bardzo mnie nie ma. Świat jest przeludniony moją nieobecnością. Życie jest tam, gdzie ja nie jestem”1, powiedziałby narrator Schronu przeciwczasowego. Wszędzie jest lepiej, o ile mnie samej tam nie ma. Ale najlepiej, tak czy inaczej, jest tam, gdzie kwitnie przeoczone, które potem zerwę, raniąc palce raz za razem.
Przeszklone wschody słońca wzrastają we mnie jak gorące poczucie straty. Pot spływa mi po twarzy, bo pracuję za dużo, o wiele za dużo, i za dużo o pracy myślę. Zapominam, że celem jest szczęśliwy powrót; przeoczyłam chwilę, w jakiej punktem docelowym zaczęłam określać każdy kolejny dzień.
Dla mojego dorastania nie ma ciągłości. Osadza się ono wyłącznie na cyklach i etapach przejściowych. Już teraz jestem sobie w stanie wyobrazić Tę Drugą, jak siedzi za kółkiem samochodu, rozgląda się po dawno niewidzianych łąkach i myśli. Myśli o Rutynie noszącej jedno imię, dwoje głębokich oczu i posiadającej mocny chwyt; tak mocny, że ciągnie ją do siebie aż na za brzeg Odry. Do róż.
Autorka: Zuzanna Menard
1 - Georgi Gospodinow, Schron przeciwczasowy, Wydawnictwo Literackie, 2022
Wewnętrzna Ja trafnie analizuje rzeczywistość, zauważa coś, czego wcale bym nie dostrzegła pochłonięta ścinaniem, układaniem i sortowaniem. Ona, naprawdę dzielę nas na dwie, zastanawia się, jak bardzo naiwne musiały być róże, gdy stwarzały sobie kolce mające uchronić je przed niebezpieczeństwem. Rozmyśla nad losem kwiatów podczas skracania im sztucznie wyhodowanego życia. Paranoja.
Bardzo łatwo jest przeoczyć moment, w którym „nowe” staje się „rutynowym”, a „cudze” - „moim”. Dopiero po czasie, za sprawą drobnego znaku, ledwo odczuwalnej emocji, do człowieka dociera, że dał się złapać w pułapkę nowej rzeczywistości i dokonał czegoś niedorzecznego, a dokładniej - związał się z niestałym. Tyle razy przez to przechodziłam, znam paradoks sytuacji, a jednak brnę.
Dopóki nie wiedziałam, spałam spokojnie, odliczając dni do powrotu tam, gdzie niczego już dla mnie nie ma. „Tak bardzo mnie nie ma. Świat jest przeludniony moją nieobecnością. Życie jest tam, gdzie ja nie jestem”1, powiedziałby narrator Schronu przeciwczasowego. Wszędzie jest lepiej, o ile mnie samej tam nie ma. Ale najlepiej, tak czy inaczej, jest tam, gdzie kwitnie przeoczone, które potem zerwę, raniąc palce raz za razem.
Przeszklone wschody słońca wzrastają we mnie jak gorące poczucie straty. Pot spływa mi po twarzy, bo pracuję za dużo, o wiele za dużo, i za dużo o pracy myślę. Zapominam, że celem jest szczęśliwy powrót; przeoczyłam chwilę, w jakiej punktem docelowym zaczęłam określać każdy kolejny dzień.
Dla mojego dorastania nie ma ciągłości. Osadza się ono wyłącznie na cyklach i etapach przejściowych. Już teraz jestem sobie w stanie wyobrazić Tę Drugą, jak siedzi za kółkiem samochodu, rozgląda się po dawno niewidzianych łąkach i myśli. Myśli o Rutynie noszącej jedno imię, dwoje głębokich oczu i posiadającej mocny chwyt; tak mocny, że ciągnie ją do siebie aż na za brzeg Odry. Do róż.
Autorka: Zuzanna Menard
1 - Georgi Gospodinow, Schron przeciwczasowy, Wydawnictwo Literackie, 2022
PRZECZYTAJ JESZCZE