KOCUR odc. 30. „Sekretny punkt G”
fot. nadesłane
-Co za noc, powariowali. Ach ten Kocur... nagle lateks mu przeszkadza – zaśmiała się Norka.
REKLAMA
Zmęczona i obolała zbliżała się do swojego ulubionego miejsca na samym skraju wyspy. To właśnie tu, obok starej zrujnowanej figurki Wielkiej Prakocicy, Kocuria łączyła się z lądem. Mało kto o tym wiedział, bo oficjalnie Kocuria była wyspą łączącą rozwidlającą się rzekę. Swego czasu tę od lat starannie strzeżoną tajemnicę zdradził jej Kocur. W chwili słabości pokazał Norce połączenie Kocurii z lądem, maleńki punkt G – bo tak zaszyfrowano nazwę miejsca granicznego. Wcześniej coś niecoś o tym słyszała od swojej babki Zuzanny, która pod koniec życia lubiła się chwalić, że za młodu widziała cuda, a nawet ich podobno wielokrotnie w punkcie G doświadczyła.
Zuza, zazwyczaj, gdy już powiedziała za dużo, zaraz potem się wypierała, że wszystko zmyśliła, że tylko tak sobie żartowała, ale Ruska Norka swoje wiedziała, bo słuchała uważnie i babce nie wierzyła, to znaczy wierzyła, że w chwilach słabości Zuzanna mówiła prawdę i taki punkt istnieje i że ona, mała Norka, gdy dorośnie też go odnajdzie.
No i nie rozczarowała się, bo Kocur, co prawda stosunkowo niedawno, ale jednak, do punktu G ją doprowadził. Mało tego, pokazał jej nadzwyczajne, cudowne, nieprawdopodobne, wyjątkowe, rozkoszne i… no niestety, więcej powiedzieć nie mogła, bo musiała złożyć przysięgę, że nic nikomu… A jak wiadomo, o czym nie można mówić, o tym trzeba milczeć.
Norka słowa dotrzymała, milczała, choć równocześnie cieszyła się, że i tak nie jest źle, bo przecież nikt jej myśleć o tym nie zabronił.
I właśnie tego ranka, gdy leniwie polegiwała nad wodą i chłodziła łapy udręczone ciasnymi szpilkami, a lateksowy kostium leżał na trawie obok i zwinięty w kłębek odbijał promienie słońca, z lubością rozmyślała o Kocurze i ich wspólnej zagranicznej podróży.
-Daleko do polany? –jakiś obcy głos wyrwał Norkę z głębokiego zamyślenia.
Zza krzaków wyszła gromadka zwierzaków dźwigających wypchane tobołki. Z pysków były podobne do mieszkańców lasu, ale uszy miały bardziej odstające, pokryte brązowym futrem, ślepia wyłupiaste, czarne i świdrujące, no i futra jakieś takie ciemniejsze i to nie tylko dlatego, że mokre…
-A kto pyta?
-Turyści. Jesteśmy turystami, przybywamy z daleka. Wasza Kocuria jest u nas znana z gościnności, dlatego chcielibyśmy trochę tu pomieszkać, pozwiedzać i ogólnie pobyć.
-No ba, wiadomo, Kocuria jest wyjątkowa, bo my jesteśmy wyjątkowi – zaśmiała się chrapliwie Norka.
– A jak się tu dostaliście? Ktoś wam pomógł?
-Nikt nie pomagał, zapłaciliśmy i przywiozła nas tutaj duża łódka. Tanio nie było, bo długo szukaliśmy granicy, ale udało się.
-Gdzie ta łódka? – zaniepokoiła się Norka.
Zwierzęta popatrzyły na siebie w milczeniu wyraźnie speszone pytaniem.
-Nie ma łódki. Zatonęła blisko brzegu. Z trudem udało się nam tutaj dopłynąć wpław, ale udało się…
-Dobra, nie ma łódki, nie ma problemu.
Witajcie w Kocurii. Welcome czy jakoś tak… – zaśmiała się i w tej samej chwili straciła zainteresowanie przybyszami. Leniwie wyciągnęła się na trawie, zamknęła oczy i wystawiła pysk do słońca. Była ciepłolubna i kochała się wygrzewać, poza tym zbierała siły przed nocą…
Zuza, zazwyczaj, gdy już powiedziała za dużo, zaraz potem się wypierała, że wszystko zmyśliła, że tylko tak sobie żartowała, ale Ruska Norka swoje wiedziała, bo słuchała uważnie i babce nie wierzyła, to znaczy wierzyła, że w chwilach słabości Zuzanna mówiła prawdę i taki punkt istnieje i że ona, mała Norka, gdy dorośnie też go odnajdzie.
No i nie rozczarowała się, bo Kocur, co prawda stosunkowo niedawno, ale jednak, do punktu G ją doprowadził. Mało tego, pokazał jej nadzwyczajne, cudowne, nieprawdopodobne, wyjątkowe, rozkoszne i… no niestety, więcej powiedzieć nie mogła, bo musiała złożyć przysięgę, że nic nikomu… A jak wiadomo, o czym nie można mówić, o tym trzeba milczeć.
Norka słowa dotrzymała, milczała, choć równocześnie cieszyła się, że i tak nie jest źle, bo przecież nikt jej myśleć o tym nie zabronił.
I właśnie tego ranka, gdy leniwie polegiwała nad wodą i chłodziła łapy udręczone ciasnymi szpilkami, a lateksowy kostium leżał na trawie obok i zwinięty w kłębek odbijał promienie słońca, z lubością rozmyślała o Kocurze i ich wspólnej zagranicznej podróży.
-Daleko do polany? –jakiś obcy głos wyrwał Norkę z głębokiego zamyślenia.
Zza krzaków wyszła gromadka zwierzaków dźwigających wypchane tobołki. Z pysków były podobne do mieszkańców lasu, ale uszy miały bardziej odstające, pokryte brązowym futrem, ślepia wyłupiaste, czarne i świdrujące, no i futra jakieś takie ciemniejsze i to nie tylko dlatego, że mokre…
-A kto pyta?
-Turyści. Jesteśmy turystami, przybywamy z daleka. Wasza Kocuria jest u nas znana z gościnności, dlatego chcielibyśmy trochę tu pomieszkać, pozwiedzać i ogólnie pobyć.
-No ba, wiadomo, Kocuria jest wyjątkowa, bo my jesteśmy wyjątkowi – zaśmiała się chrapliwie Norka.
– A jak się tu dostaliście? Ktoś wam pomógł?
-Nikt nie pomagał, zapłaciliśmy i przywiozła nas tutaj duża łódka. Tanio nie było, bo długo szukaliśmy granicy, ale udało się.
-Gdzie ta łódka? – zaniepokoiła się Norka.
Zwierzęta popatrzyły na siebie w milczeniu wyraźnie speszone pytaniem.
-Nie ma łódki. Zatonęła blisko brzegu. Z trudem udało się nam tutaj dopłynąć wpław, ale udało się…
-Dobra, nie ma łódki, nie ma problemu.
Witajcie w Kocurii. Welcome czy jakoś tak… – zaśmiała się i w tej samej chwili straciła zainteresowanie przybyszami. Leniwie wyciągnęła się na trawie, zamknęła oczy i wystawiła pysk do słońca. Była ciepłolubna i kochała się wygrzewać, poza tym zbierała siły przed nocą…
PRZECZYTAJ JESZCZE